środa, 27 lutego 2013

Love in a hopeless place, rozdział 1

   Kiedy weszliśmy do środka, Harry od razu został otoczony przez dziewczyny. To, że był cały mokry zdawało się podniecać je jeszcze bardziej. Wszystkie uśmiechały się zalotnie, otwierały szeroko oczy i bawiły kosmykami wypielęgnowanych włosów. Taylor, jedna z najpopularniejszych dziewczyn w szkole podeszła do Loczka i odważnie przejechała po nim palcem, poczynając od linii barków, a kończąc na kroczu. Chłopak wydawał się być obecny tylko ciałem, ale fakt, że ktoś dobiera się do jego męskości przywrócił go do rzeczywistości.
 *
   Cholera, znowu ta Taylor. Owszem, była ładna, nawet bardzo, ale  zdążyła rozpowiedzieć już całej szkole, ze zamierzam się z nią dziś przespać. Nie chciałem dawać jej satysfakcji, więc uprzejmie zdjąłem jej rękę z moich spodni, otrzepałem je i oznajmiłem, że muszę iść do toalety. Podziałało, ta ślicznotka z grzywką obciętą w najlepszym salonie fryzjerskim w Londynie nie była przyzwyczajona do odmowy. Przez chwilę nawet myślałem, że się na mnie rzuci i wydrapie oczy. W odpowiedzi na jej mordercze spojrzenie posłałem jej jeden z moich najpiękniejszych uśmiechów i jakby nigdy nic, wraz z rozbawionym Niallem skierowałem się do łazienki.
*
   Normalnie nie pochwaliłbym go w takiej sytuacji, ale tej pannie z zawyżonym poczuciem własnej wartości trzeba było utrzeć nosa. A ta jej mina! Najlepsze z tego wszystkiego było to, że nawet jej przyjaciółki miały na twarzy lekki, triumfalny uśmiech. Porozmawialiśmy o tym zdarzeniu jeszcze chwilę, a następnie się rozstaliśmy.
   Po mniej więcej godzinie gospodarz zapoznał mnie ze swoją siostrą- Lily. Chociaż jest to osoba bardzo przyjazna i sympatyczna, nie mogłem się skupić na rozmowie z nią, ponieważ nigdzie nie dostrzegałem Holly. Zapytany, czy nie mam przypadkiem ochoty się czegoś napić zaprzeczyłem i przepraszając wyruszyłem na poszukiwania. Coś jednak stanęło na mojej drodze i to dosłownie. Nawet nie zauważyłem krzesła na które wpadłem. Złapałem się za nogę z wyrazem boleści na twarzy i straciłem równowagę. Wpadłem wprost w ramiona skwaszonej Taylor, która zaskoczona wylądowała w misie z ponczem. Czerwona na twarzy ( a także na białej sukience)  i oblana lepkim napojem, zaczęła krzyczeć, że i ja i ten ''lokowany idiota'' (jak mniemam chodziło o Harrego) tego pożałujemy, po czym wybiegła z apartamentu, ciskając po drodze wszystkim, co miała pod ręką. Parę osób nawet podeszło do mnie i pogratulowało, ale ja nie czułem satysfakcji. To nie było w moim stylu, więc zakodowałem sobie w pamięci aby przy najbliższej okazji ją przeprosić.
   Przez resztę wieczoru wszystko toczyło się tradycyjnie, alkoholu było mnóstwo, ale wolałem pozostać trzeźwy. No bo kto zajmie się Hazzą rano? On przecież zawsze miał ogromnego kaca.
   Byłem tutaj po raz pierwszy i zamiast do toalety, przypadkiem trafiłem do pokoju, gdzie zastałem całującą się parę. Już zaczynałem przepraszać, kiedy coś przykuło moją uwagę. Loki. Zorientowałem się, ze to mój przyjaciel z jakąś jasnowłosą panienką. Dopiero po chwili przyszło mi na myśl, że to Holly i niestety nie myliłem się. Rozpoznałem jej delikatne rysy. Poczułem się, jakby ktoś mnie uderzył, oczy zaczęły zachodzić mi łzami, ale starałem się to powstrzymać. Wtedy Harry podniósł głowę. Po mojej minię domyślił się, ze coś jest nie tak. Spojrzał jeszcze raz na dziewczynę i z przerażonym wyrazem twarzy wyjąkał tylko: '' Niall, to nie tak...''. Nie chciałem go słuchać, bez słowa wybiegłem. Nie mogłem w to uwierzyć. Przecież wiedział, jak bardzo mi na niej zależy. Czułem żal i rozgoryczenie. A najgorsze było to, że nie mogłem zrobić z tym nic.
    Miałem ochotę krzyczeć. Może gdybym nakrył samą Holl, mógłbym to znieść, ale mój Hazza? Ten Hazza, z którym miałem tyle wspólnego, który wiedział o mnie więcej niż ja sam i był ze mną we wszystkich najważniejszych chwilach mojego życia. Ten, z którym realizowałem jego szalone pomysły, dzięki którym przeżyłem wspaniałe przygody. Ten, którego traktowałem jak brata, o którego się martwiłem i wierzyłem, że nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. A jednak, tak bardzo się myliłem.
   Kiedy po tych ponurych rozmyślaniach doszedłem do wniosku, że już nic gorszego nie może się stać, oczywiście zaczął padać deszcz. Dałem za wygraną i położyłem się na ziemi, chciałem uwolnić się od natłoku myśli, zapomnieć. Słuchałem deszczu i obserwowałem, jak moje ubranie staje się coraz bardziej mokre, a wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałem. Usłyszałem krzyk, przeraźliwy krzyk.
  

1 komentarz:

  1. Ej, prawie się poryczałam przy ciotce jak to przeczytałam ;c Zły Hazza ;((((

    OdpowiedzUsuń