poniedziałek, 4 marca 2013

Love in a hopeless place, rozdział 2

   Zerwałem się na równe nogi i gorączkowo nasłuchiwałem, skąd dochodzi krzyk. Po nieznośnie długiej chwili usłyszałem go znowu, był słabszy, ale zorientowałem się, ze pochodzi z głębi jeziora. Niewiele myśląc, zrzuciłem z siebie tylko buty oraz woskowaną kurtkę (tylko one nie była mokra) i biegnąc, skierowałem się w stronę wody. Już po paru sekundach płynąłem w kierunku szamoczącej i rozpaczliwie próbującej utrzymać się na powierzchni osobie. Przyspieszyłem, została mi już tylko połowa dystansu, w duchu dziękowałem za znienawidzone lekcje pływania. Kątem oka zauważyłem wywróconą łódkę. Cholera, jakiemu idiocie przychodzi na myśli popływać w środku nocy, kiedy się pływać nie umie?
   Tym idiotą okazał się chłopak, mniej więcej w moim wieku. Widziałem, że był już wyczerpany. Złapałem go mocno i zawróciłem. Jezu, dlaczego ta woda jest taka zimna? Byłem już zmęczony, ale wiedziałem, ze nie mogę się poddać. Możliwe, że w właśnie w moich rękach było jego życie. Zerknąłem na niego i niespodziewanie poczułem, że teraz mógłbym zrobić wszystko. Poczułem, że muszę to teraz nie mogę się poddać. Nigdy nie czułem takiej motywacji. Odetchnąłem i zacząłem płynąć ze zdwojoną siłą. Nie wiem, ile to trwało, ale w końcu znaleźliśmy się na brzegu.
   Wyglądał na nieprzytomnego. Dygocąc sprawdziłem oddech chłopaka. Cholera! Tylko nie to, szukałem pulsu, ale nie mogłem go wyczuć. Pierwsza pomoc, pierwsza pomoc... Jak to było? Trzydzieści uciśnięć, dwa wdechy... Nie, na początku trzeba wezwać pogotowie! Wyciągnąłem z kieszeni kurtki telefon komórkowy, ale z nerwów zapomniałem, że rozładował się już na imprezie, nie dobrze! Okay, Niall, opanuj się... Drżącymi dłońmi udrożniłem drogi oddechowe i przystąpiłem do masażu serca. Na początku bałem się, że uszkodzę żebra, ale po chwili namysłu stwierdziłem, że jeśli on umrze, to żebra i tak mu się nie przydadzą.
Liczyłem głośno- tak było łatwiej. Raz, dwa, trzy...Dwadzieścia pięć, dwadzieścia dziewięć, trzydzieści. Bez chwili zawahania wykonałem dwa wdechy wprost do ust młodego mężczyzny. Rozpocząłem następną serię, coraz bardziej się niepokojąc. Zastanawiałem się, czy nie zacząć krzyczeć, kiedy usłyszałem kaszlnięcie. Obudził się. Jego brązowe oczy były zagubione i nieobecne, pomogłem mu usiąść.
   - Jak się czujesz?- spytałem.
   - Chyba... Chyba w porządku. Co się stało?- odparł.
   - Z tego, co widziałem, musiałeś pływać łódką, która się wywróciła, tylko nie mam pojęcia, jak tego dokonałeś.- powiedziałem.
   -Hm... No cóż, nigdy nie byłem najlepszym pływakiem w rodzinie. Moja mama zawsze twierdziła, że moim największym talentem jest topienie się. Co jak co, ale to zdarza mi się dosyć często i chyba nikt mnie w tej dziedzinie nie przebije.- pomimo grozy sytuacji zaśmiał się cicho, a ja wykrzywiłem twarz w uśmiechu.
   - To musi być zaskakująco przydatna umiejętność.- zażartowałem i dopiero w tej chwili dostrzegłem, że karnacja mojego towarzysza jest ciemniejsza od mojej. Jego włosy były czarne, ale nawet w tej ciemności dostrzegłem, ze są bardzo ładne.
   - Mam na imię Zayn- usłyszałem.
   -Niall - podaliśmy sobie ręcę.
   - Dziękuję - szepnął Zayn
   - Wiesz co? Mieszkam niedaleko, chodźmy się ogrzać. Co ty na to?- zagadnąłem.
   - Naprawdę? To by było zbawienie.
   - Coś ty, to nic takiego. Na pewno dobrze się czujesz?
   - Tak
   Szliśmy szybko i nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Byliśmy przemoknięci, zmarznięci i zmęczeni, a to nie nastrajało do rozmowy. Po dziesięciu minutach znaleźliśmy się w moim mieszkaniu. Pożyczyłem Zaynowi mój t- shirt i dresowe spodnie, sam też ubrałem się podobnie.
   - Jaką chcesz herbatę, malinową, czy czarną?- krzyknąłem z kuchni.
   - Malinową - usłyszałem w odpowiedzi.
   - Już się robi - rzuciłem, w międzyczasie przygotowując coś do jedzenia.
   Gdy już zasiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy rozmawiać, nie mogliśmy skończyć. To było niesamowite, czułem się, jakbym go znał od zawsze i dokładnie w tej chwili, kiedy o tym pomyślałem, poczułem ból. Harry. To jego znałem od zawsze. Zayn jakby czytał mi w myślach, bo od razu zauważył, że coś jest nie tak. W końcu zmusił mnie do opowiedzenia całej historii, ponieważ odkrył, że mam łaskotki i zaczął torturować. Zwierzyłem mu się ze wszystkiego, opowiedziałem o mim uczuciu do Holly, o przyjaźni z Harrym, o wszystkich moich uczuciach. A Zayn mnie słuchał, nie przerywał, po prostu słuchał. I to było piękne. Gdy skończyłem swój monolog, wysłuchałem jego rady.
   -Niall, dlaczego nawet nie dałeś mu szansy na wytłumaczeni się?
   - No...Bo...Ja nie...- jąkałem się.
   -Pamiętaj, że każdy zasługuje na drugą szansę, ale z drugiej strony, jeśli to zrobił, to czy to naprawdę prawdziwy przyjaciel?
   Zamilkłem. Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć, zawsze uważałem Harolda z przyjaciela, ale czy nim był? Już miałem coś dodać, kiedy zauważyłem, że mulat zasnął na moim ramieniu.
    

2 komentarze:

  1. Boski rozdział!! Taki uroczy *.* Czekam na kolejne :))

    OdpowiedzUsuń
  2. ej hahahahaha gejów z nich takich robisz XD ale opowiadanie mi się podoba :D talent masz i szkoda że tak mało osób to czyta :C
    radziłabym ci założyć twittera i tam, wśród directionerek poszukać jakiś czytelniczek którzy by docenili to opowiadanie bo jest serio świetne ;)
    mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach? nie wiem, na gadu: 36014961
    albo jak założysz twittera: @creepses

    OdpowiedzUsuń