niedziela, 7 lipca 2013

Love in a hopeless place, rozdział 5

  Spacer był wspaniały. Niall okazał się świetnym przewodnikiem i ku mojej uciesze zobaczyłem w końcu Big Bena. Żadne zdjęcia nie mogły się równać z widokiem na żywo, moim zdaniem był genialny, dopracowany w każdym szczególe i na prawdę robił wrażenie. Odwiedziliśmy jeszcze "najlepszą cukiernie w całym Londynie" jak to powiedział Nialler i muszę przyznać, że chyba się nie mylił, bo chyba w całym swoim siedemnastoletnim życiu nie jadłem jeszcze takich pysznych lodów. Zjadłem dwie gałki - jedną miętową z kawałkami czekolady, a drugą czekoladowo - ciasteczkową. Mój towarzysz oczywiście pochłoną ich dwa razy więcej niż ja. Myślę, że najchętniej zjadłby wszystkie dostępne smaki, gdyż przez co najmniej dziesięć minut nie mógł się zdecydować, mówiąc, że nie chce, aby innym lodom było przykro (?). Rozbawił mnie tym rozumowaniem, ale już więcej nie pytałem się o jego "poglądy" i uzbroiłem się w cierpliwość. Kiedy o siedemnastej piliśmy razem herbatę przypomniało mi się, jak blondyn wspominał rano o tym, że na sto procent będzie padać. Podroczyliśmy się trochę na ten temat:
  - Znowu miałem rację. - rzuciłem.
  - Głupi ma zawsze szczęście. - podsumował Niall.
  - Mówisz tak, bo ci się nie udało... - uśmiechnąłem się triumfalnie.
  - Wcale nie! - krzykną z udawaną złością, ale i tak widziałem, że on wie, ze ja wiem lepiej.
  Resztę dnia spędziliśmy na spacerowaniu po różnych, mniej i bardziej zamożnych dzielnicach Londynu. Około dziewiętnastej spotkaliśmy znajomych Niallera, który zupełnie zapomniał o swoich dzisiejszych planach. Widać było, ze nie wie co zrobić, więc zaproponowałem, że skoczę do sklepu po jakieś zakupy na kolację. Posłał mi wdzięczne spojrzenie, a stwierdziłem, że zapasy jedzenia z pewnością się przydadzą. Po otrzymaniu podstawowych instrukcji dotyczących tego, jak wrócić do domu pożegnałem się i ruszyłem w kierunku odwrotnym do tego, który obrała paczka przyjaciół.
   Kiedy zaopatrzyłem się w podstawowe produkty spożywcze stwierdziłem, że nie mam ochoty wracać do mieszkania i postanowiłem jeszcze trochę pobyć sam ze sobą. Chodziłem i delektowałem się widokiem nowego miasta, czułem, że w końcu coś może się zmienić, ze coś może być lepsze. Myślałem i stwierdziłem, że w sumie to lubię być sam. Mogę wtedy marzyć, płakać, śmiać się - robić wszystko, bo wiem, że nie będę narażony na krytykę z niczyjej strony. Mogę krzyczeć i śpiewać, mogę latać. Lubię myśleć, nawet wtedy, gdy te przemyślenia są smutne, bo kiedy zastanowię się nad problemami, to może uda mi się znaleźć sposób na to, aby je rozwiązać.
  Ogólnie rzecz biorąc, to planowałem całą drogę pokonać ze słuchawkami na uszach, ale okazało się, że musiałem zostawić je w kieszeni spodni, w których wpadłem do wody. Ze smutkiem stwierdziłem, że pewnie i tak będę musiał kupić nowe. Szybko jednak moją głowę zaprzątnęły inne myśli.
  Pożerałem wzrokiem nieznane mi scenerie, patrzyłem na ludzi. Każdy był inny, ale doszedłem do wniosku, że wszyscy są do siebie podobni. Nie chodzi oczywiście tylko o to, że mamy kończyny, ograny wewnętrzne itd., ale o to, że każdy coś czuje. Niektórzy są szczęśliwi, inni smutni, ale nie da się być całkowicie obojętnym...
  Z rozważań wyrwał mnie dźwięk gitary. To on mną pokierował. Już po chwili stałem jak zaczarowany, słuchając ulicznego grajka. Musiał być ślepy. Miał na sobie ciemne okulary, a przy stopach leżała porzucona, biała laska. Usiadłem koło niego i rozpoznałem melodię. Zacząłem wystukiwać rytm i... śpiewać. Tak po prostu, na początku nieśmiało, ale potem dźwięki wydobywające się z moich ust były coraz odważniejsze. Nawet nie zauważyłem kiedy wokół nas zaczął tworzyć się tłumek gapiów. Do staromodnego pokrowca wpadały pieniądze, ale ja byłem całkowicie pochłonięty muzyką i niezbyt mnie to wtedy obchodziło. Słyszałem odgłos palców ślizgających się po strunach, zapomniałem o świecie, teraz byłem tylko ja, mój ślepy towarzysz i muzyka. Było to, co kocham.

środa, 10 kwietnia 2013

Love in a hopeless place, rozdział 4

   Chyba dopiero teraz zdałem sobie sprawę, dlaczego Niall pytał mnie, czy sobie poradzę. Rozebrany do bokserek, przez co najmniej dziesięć minut próbowałem uruchomić dość... skomplikowany mechanizm prysznicowy. W końcu dałem za wygraną i zawołałem blondyna. Kiedy wszedł do łazienki, miał na twarzy coś na kształt uprzejmej kpiny, po chwili jednak mina ta ustąpiła miejsca intensywnym rumieńcom, które pojawiły się na jego policzkach. No tak,- przypomniałem sobie- przecież mam na sobie tylko bokserki. Czym prędzej zacząłem zakrywać ciało ręcznikiem, ale przez nieuwagę strąciłem z półki kilka przyborów toaletowych. Jednocześnie pochyliliśmy się, aby je pozbierać. Zderzyliśmy się głowami, zerknąłem na błękitnookiego. Był chyba strasznie zawstydzony, bo w ogóle nie podnosił wzroku. Po chwili wszystkie pianki do golenia i tym podobne produkty powróciły na swoje miejsca, a ja otrzymałem potrzebne mi instrukcje. Wyszedł. Odetchnąłem głęboko i wszedłem pod strumień zimnej wody. Przed oczami stanęła mi twarz mojego nowego przyjaciela i doszedłem do wniosku, że wygląda... uroczo, kiedy się czerwieni. Było to dosyć dziwne spostrzeżenie, ale postanowiłem nie zawracać sobie tym głowy.
   Kiedy byłem już gotowy do wyjścia, wszedłem do salonu. Zastałem tam Niallera czytającego moją ulubioną książkę, którą zawsze brałem ze sobą. Uśmiechnąłem się lekko, widząc, że nie może się od niej oderwać. Na mnie też tak działała, pomimo faktu, że czytałem ją wiele razy. Dotknąłem lekko jego ramienia, żeby zasygnalizować go o swojej obecności. Niechętnie uniósł wzrok znad lektury, ale kiedy zobaczył kto mu przeszkadza prze chwilę miałem wrażenie, ze jego delikatna twarz się rozpromieniła. Pewnie mi się przewidziało.
   - To jak, jesteś gotowy na mały spacer po Londynie?- zagadnął
   - Zadajesz głupie pytania.- odpowiedziałem, szczerząc się
   - Powiedział ten, który nie potrafi uruchomić prysznica!
   - O nie! Pożałujesz tego!- z groźną miną zbliżyłem się do chłopaka
   - Ej, Zayn, ja tylko żartowałem...- był wyraźnie wystraszony
   Uniosłem rękę w kierunku jego brzucha. Próbował się ode mnie oddalić, ale bezskutecznie. Już po chwili leżał na parkiecie, śmiejąc się przy tym głośno. Muszę przyznać, ze jestem świetnym aktorem, miał  taką przerażoną minę. Pewnie myślał, że chcę go pobić czy coś w tym rodzaju.
   - Mam cię!- krzyknął i korzystając z chwili mojej nieuwagi, przewrócił mnie na podłogę
   Rozpoczęliśmy wojnę. Jak na osobę o niezbyt imponującej budowie ciała był bardzo szybki. Zmieniał obiekt łaskotek właśnie wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewałem. Nie pozostawałem mu dłużny, unieruchomiłem mojemu przeciwnikowi ręce i bezlitośnie doprowadziłem do stanu, kiedy zaczął mnie błagać o litość. Byłem usatysfakcjonowany, po prostu musiałem wygrać.Patrzyłem na jego zaróżowioną twarz, rozczochrane, opadające na czoło włosy i nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
   - A teraz powiedz: " Zayn jest najpiękniejszym i najbardziej skromnym chłopakiem na świecie!"
   - Nigdy w życiu! Chciałbyś.- pokazał mi język
   - Jesteś pewien?- wyszczerzyłem zęby w szyderczym uśmiechu
   - No dobra! ZAYN JEST NAJBRZYDSZYM I NAJBARDZIEJ NIESKROMNYM CHŁOPAKIEM NA ŚWIECIE!
   Nie miałem ochoty znów go obezwładniać, więc  porwałem jego telefon i szybko wybiegłem z mieszkania.
Skutek był natychmiastowy. Niall przeklinał mnie pod nosem, ale był wyraźnie rozbawiony i również ruszył w pogoń. Przystanąłem i zacząłem go przedrzeźniać. Po chwili jednak oddalił się i skręcił w jakąś uliczkę. Niewiele myśląc pobiegłem za nim, ale nigdzie nie mogłem dostrzec blondyna. Wyczułem instynktownie, że ktoś się zbliża, obróciłem głowę w tył i już stałem przed Niallerem cały mokry. No tak, znał tę okolicę bardzo dobrze, skąd mogłem wiedzieć o tej fontannie? Postanowiłem, że zemszczę się na nim później. 
   Gdy już doprowadziłem się do porządku wyruszyliśmy zwiedzać Londyn- miasto, które już wkrótce miało stać się moim domem.
  

niedziela, 17 marca 2013

Love in a hopeless place, rodział 3

   Obudziłem się i przez pierwsze parę sekund nie mogłem sobie przypomnieć, gdzie jestem. Bolał mnie kark. W sumie to nic dziwnego, okazało się, ze spałem na ramieniu... Nailla? No tak, przecież wczoraj uratował mi życie. Pływanie zawsze mnie przerażało i teraz sam zastanawiam się, co mi przyszło do głowy.
   Siedziałem nad jeziorem, ponieważ, tak naprawdę  nie miałem dokąd pójść. Wielka Brytania, Londyn...
Zawitałem tu po raz pierwszy, wcześniej znałem to wszystko tylko z opowieści. Chciałem tu przyjechać, zobaczyć jak najwięcej, cieszyć się z tego, że żyję, pokochać wszystko to, co mnie otaczało. Nie lubiłem wspominać mojego dzieciństwa, bo... Nie. Byłem teraz kimś innym, a nie tylko słabym, pięcioletnim chłopcem. Teraz ja, Zayn Malik mam siedemnaście lat i jestem silniejszy.
   Usiadłem, zapadając się głębiej w białą kanapę. Zacząłem wędrować wzrokiem po białych ścianach, niemal czarnej, hebanowej podłodze, oraz różnokolorowych ramkach na zdjęcia. Okna (z tego co wiedziałem) wychodziły na zachód. Podszedłem do jednego z nich i bardzo się zdziwiłem, gdyż niebo było tak błękitne, jak tęczówki mojego towarzysza.
   - Nie martw się, pogoda zdąży się jeszcze popsuć. - usłyszałem głos blondyna za plecami
   - Nie dasz nawet pomarzyć. - odrzekłem, udawając, że się gniewam
   - Ja po prostu cię po prostu ostrzegam, po południu na pewno będzie burza. - rzucił ze skruchą (również udawaną)
   - Ale z ciebie pesymista... Założę się, że dziś będzie tak ładnie przez cały dzień
   - Hm... A o co? - uśmiechną się, ukazując swój biały aparat ortodontyczny
   - Jeśli wygram, to pozwolisz mi ze sobą zamieszkać - wymyśliłem na poczekaniu
   - A jeśli to ja wygram? - spytał się niebieskooki, śmiejąc się cicho. Chyba nie miałby nic przeciwko, gdyby wygrana przypadła mnie.
   - Jestem pewny, że tak się nie stanie... - Niall parskną - Ale stanę się twoim jednodniowym sługą, zrobię wszystko, o co mnie poprosisz - zaofiarowałem się.
   - Zgoda - uścisnęliśmy sobie ręce - ale muszę mieć to na piśmie.
   Przez chwilę spisywaliśmy warunki zakładu, a kiedy skończyliśmy Nialler stwierdził, że jeszcze nigdy nie był tak głodny, więc poszliśmy do kuchni na śniadanie.
   Chyba po raz pierwszy spotkałem osobę, która potrafi w ciągu piętnastu minut pochłonąć jajecznicę, dwie kanapki (bułka, ser, szynka, sałata, pomidor, ogórek), jabłko, banana, dużą pomarańczę, oraz  pół litra lodów, a po tym wszystkim powiedzieć, że ciągle burczy mu w brzuchu. Patrzyłem na to z niedowierzaniem, próbując dojeść swoje płatki owsiane, którymi zapchałem się tak, że nie mogłem już patrzeć na jedzenie.
   - Pokazać ci dziś Londyn? - zagadnął Niall, z błogością na twarzy żując pączka i co chwilę popijając go mlekiem.
   - A nie masz dziś przypadkiem zajęć na uczelni?
   - Są rzeczy ważniejsze od nauki... - zajrzał do mojej miski - Będziesz to kończył?
   - Trzymaj, żarłoku. To kiedy wychodzimy?
   - Jak zjem!
   - Okay, mógłbym wziąć prysznic?
   - Jasne, weź sobie jakieś ciuchy z mojej szafy, czyste ręczniki są w komodzie, poradzisz sobie?
   - Oczywiście! Przecież to ja... - odrzuciłem głowę w tył jak gwiazda filmowa, a blondyn tylko pokręcił głową i wykrzywił twarz w szerokim uśmiechu.
   Stałem w sypialni mojego nowego przyjaciela i szukałem ubrań, które byłyby odpowiednie na dzisiejszy dzień. Podszedłem do komody i wyciągnąłem pachnące czystością ręczniki. Czułem się tu trochę jak w jakimś hotelu. Wszystko było ładne, czyste i drogie. Widać było, że błękitnooki ma pieniądze. Zazwyczaj trzymałem się z dala od takich ludzi, ponieważ zachowywali się jakby byli lepsi. Ale nie on, z jego opowieści dowiedziałem się, że lubi pomagać innym. Przerwałem te rozważania, bo chciałem jak najszybciej się wykąpać, okazało się, że stałem tak wpatrując się w ścianę pięć minut. Skierowałem się w stronę łazienki.

niedziela, 10 marca 2013

~ Give Me Love , Rozdział 1 ~



Kolejny dzień zapowiadał się bardzo optymistycznie. Przestał padać deszcz, a ciemnie chmury odpłynęły przez co niebo było podejrzanie błękitnie .Szłam powoli, krętymi ścieżkami parku napawając się zapachem nadchodzącej wiosny . Wiatr lekko rozwiewał moje włosy a słońce oświetlało nagie drzewa, na których zaczęły pojawiać się pączki . Uwielbiałam taką pogodę. Można było zauważyć, że wszystko zaczyna tętnić życiem po długiej i chłodnej zimie . Dzisiejszego dnia park wyglądał ślicznie. Dało się dostrzec wesołe dzieci biegające koło pobliskiego placu zabaw, ich roześmianych rodziców oraz osoby ,które wyszły na spacer  z psami albo po prostu przyszły się zrelaksować i uciec od rzeczywistości. Zupełnie tak jak ja .Przyszłam tutaj dokładnie po to aby powspominać stare czasy . Łączyło mnie z tym miejscem wiele przygód i wspomnień, których zapewne nie zapomnę do końca życia . Pamiętam jak zawsze przychodziłam tu wieczorami z przyjaciółmi i spędzałam czas na przeróżnych zabawach . Najczęściej bawiliśmy się w chowanego ( co z tego, że byliśmy już w wieku młodzieńczym ? Dla nas życie było wtedy niekończącą się zabawą ). Albo naśmiewaliśmy się z osób odwiedzających park i wykręcaliśmy przeróżne numery ludziom siedzących na ławkach z książką , którzy kompletnie zatracali się w lekturze . Było wiele wspólnych zajęć, czasami zwykła rozmowa sprawiała nam mega satysfakcję i była świetnym pomysłem na spędzenie czasu . W końcu nie liczy się jak , ale z kim ! ;D Usiadłam na ławce koło starej , kamiennej fontanny.  Właśnie na tej ławce zawsze siadałam z Nicole, Ellie i Niall’em gdy byliśmy już za bardzo zmęczeni na dalsze wygłupy .  Z zaciekawieniem przyjrzałam się jej w celu odszukania naszych inicjałów , które kiedyś w niej wyryliśmy moim różowym scyzorykiem . Oczywiście napis nadal był . Może nie , aż tak samo widoczny jak parę lat temu , ale dało odczytać się nasze  ” N,E,K,N Forever <3 „ … Ciekawe co teraz dzieje się u Ellie i Nicole .. Ciekawe jak tam im idzie w szkole, co u ich rodzin i czy jeszcze mnie pamiętają .. a może znalazły sobie kogoś kto godnie zastąpił moje miejsce ? Intrygowało mnie to .. bo w końcu nie widziałam ich od 4 lat ! To bardzo dużo czasu .. Pamiętam jak w pierwszych dniach mojego pobytu w Londynie nie mogłam się zaaklimatyzować . Wszystko było tam takie inne .. takie obce. Brakowało mi słonecznego Mullingar . To dosyć oczywiste , ze mój kochany teraz Londyn powitał mnie nieustannie zachmurzonym niebem i obfitymi opadami deszczu .. W końcu taki już urok tego miasta . Jednak pogoda była tylko małym szczegółem, bo tak naprawdę brakowało mi najbardziej ich . Nie miałam z kim wyjść na spacer czy pohuśtać się na huśtawkach .. Przez pewien okres nie miałam nikogo . Dopiero jak poszłam do szkoły to zaczęłam nawiązywać nowe znajomości które z czasem zaczęły się pogłębiać do tego stopnia , że potrafiłam nawet  zapomnieć o moich starych przyjaźniach  ” z piaskownicy ”. Ale teraz tak naprawdę wróciłam tutaj po to, aby je spróbować  jakoś odnowić . Aby spróbować znaleźć wspólny język z Nicole i Ellie , bo wiem , że Niall’a niestety tutaj nie zastanę .. W końcu gwiazda się z niego zrobiła . Teraz ciągle jest w innym miejscu , ma koncerty , trasy , masę wywiadów i spotkania z fanami . Zawsze powtarzałam , że mu się w przyszłości uda zostać piosenkarzem , w końcu z jego głosem o to nie trudno … I co ?? Teraz razem z chłopcami z One Direction tworzą jeden z najlepszych zespołów .. ;D Ahhh .. Katy jasnowidz .. Hehe .. Chyba potrafię przypowiadać przyszłość, mam takie skromne wrażenie . .. A gdyby tak teraz pójść i odwiedzić  Nicki albo Ellie ? Hmmm .. adres mam chyba zapisany na tylnych kartkach pamiętnika.  Wyjęłam zasłużony notatnik i otworzyłam na ostatnich stronach . Nie myliłam się . Zielonym długopisem i drukowanymi literami było napisane : Nicole – 96 Rodwell Tower . No to adres posiadam ..
Pewnym krokiem skierowałam się w stronę leśnej ścieżki prowadzącej do wyjścia z parku . W między czasie schowałam do torebki pamiętnik i spojrzałam na zegarek .. Hmm .. 11:20 .. mam jeszcze cały dzień i może go  nawet spędzę na spotkaniu ze starymi znajomymi . Mam tylko nadzieję , że Nicki nie zmieniła swojego miejsca zamieszkania …

poniedziałek, 4 marca 2013

Love in a hopeless place, rozdział 2

   Zerwałem się na równe nogi i gorączkowo nasłuchiwałem, skąd dochodzi krzyk. Po nieznośnie długiej chwili usłyszałem go znowu, był słabszy, ale zorientowałem się, ze pochodzi z głębi jeziora. Niewiele myśląc, zrzuciłem z siebie tylko buty oraz woskowaną kurtkę (tylko one nie była mokra) i biegnąc, skierowałem się w stronę wody. Już po paru sekundach płynąłem w kierunku szamoczącej i rozpaczliwie próbującej utrzymać się na powierzchni osobie. Przyspieszyłem, została mi już tylko połowa dystansu, w duchu dziękowałem za znienawidzone lekcje pływania. Kątem oka zauważyłem wywróconą łódkę. Cholera, jakiemu idiocie przychodzi na myśli popływać w środku nocy, kiedy się pływać nie umie?
   Tym idiotą okazał się chłopak, mniej więcej w moim wieku. Widziałem, że był już wyczerpany. Złapałem go mocno i zawróciłem. Jezu, dlaczego ta woda jest taka zimna? Byłem już zmęczony, ale wiedziałem, ze nie mogę się poddać. Możliwe, że w właśnie w moich rękach było jego życie. Zerknąłem na niego i niespodziewanie poczułem, że teraz mógłbym zrobić wszystko. Poczułem, że muszę to teraz nie mogę się poddać. Nigdy nie czułem takiej motywacji. Odetchnąłem i zacząłem płynąć ze zdwojoną siłą. Nie wiem, ile to trwało, ale w końcu znaleźliśmy się na brzegu.
   Wyglądał na nieprzytomnego. Dygocąc sprawdziłem oddech chłopaka. Cholera! Tylko nie to, szukałem pulsu, ale nie mogłem go wyczuć. Pierwsza pomoc, pierwsza pomoc... Jak to było? Trzydzieści uciśnięć, dwa wdechy... Nie, na początku trzeba wezwać pogotowie! Wyciągnąłem z kieszeni kurtki telefon komórkowy, ale z nerwów zapomniałem, że rozładował się już na imprezie, nie dobrze! Okay, Niall, opanuj się... Drżącymi dłońmi udrożniłem drogi oddechowe i przystąpiłem do masażu serca. Na początku bałem się, że uszkodzę żebra, ale po chwili namysłu stwierdziłem, że jeśli on umrze, to żebra i tak mu się nie przydadzą.
Liczyłem głośno- tak było łatwiej. Raz, dwa, trzy...Dwadzieścia pięć, dwadzieścia dziewięć, trzydzieści. Bez chwili zawahania wykonałem dwa wdechy wprost do ust młodego mężczyzny. Rozpocząłem następną serię, coraz bardziej się niepokojąc. Zastanawiałem się, czy nie zacząć krzyczeć, kiedy usłyszałem kaszlnięcie. Obudził się. Jego brązowe oczy były zagubione i nieobecne, pomogłem mu usiąść.
   - Jak się czujesz?- spytałem.
   - Chyba... Chyba w porządku. Co się stało?- odparł.
   - Z tego, co widziałem, musiałeś pływać łódką, która się wywróciła, tylko nie mam pojęcia, jak tego dokonałeś.- powiedziałem.
   -Hm... No cóż, nigdy nie byłem najlepszym pływakiem w rodzinie. Moja mama zawsze twierdziła, że moim największym talentem jest topienie się. Co jak co, ale to zdarza mi się dosyć często i chyba nikt mnie w tej dziedzinie nie przebije.- pomimo grozy sytuacji zaśmiał się cicho, a ja wykrzywiłem twarz w uśmiechu.
   - To musi być zaskakująco przydatna umiejętność.- zażartowałem i dopiero w tej chwili dostrzegłem, że karnacja mojego towarzysza jest ciemniejsza od mojej. Jego włosy były czarne, ale nawet w tej ciemności dostrzegłem, ze są bardzo ładne.
   - Mam na imię Zayn- usłyszałem.
   -Niall - podaliśmy sobie ręcę.
   - Dziękuję - szepnął Zayn
   - Wiesz co? Mieszkam niedaleko, chodźmy się ogrzać. Co ty na to?- zagadnąłem.
   - Naprawdę? To by było zbawienie.
   - Coś ty, to nic takiego. Na pewno dobrze się czujesz?
   - Tak
   Szliśmy szybko i nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Byliśmy przemoknięci, zmarznięci i zmęczeni, a to nie nastrajało do rozmowy. Po dziesięciu minutach znaleźliśmy się w moim mieszkaniu. Pożyczyłem Zaynowi mój t- shirt i dresowe spodnie, sam też ubrałem się podobnie.
   - Jaką chcesz herbatę, malinową, czy czarną?- krzyknąłem z kuchni.
   - Malinową - usłyszałem w odpowiedzi.
   - Już się robi - rzuciłem, w międzyczasie przygotowując coś do jedzenia.
   Gdy już zasiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy rozmawiać, nie mogliśmy skończyć. To było niesamowite, czułem się, jakbym go znał od zawsze i dokładnie w tej chwili, kiedy o tym pomyślałem, poczułem ból. Harry. To jego znałem od zawsze. Zayn jakby czytał mi w myślach, bo od razu zauważył, że coś jest nie tak. W końcu zmusił mnie do opowiedzenia całej historii, ponieważ odkrył, że mam łaskotki i zaczął torturować. Zwierzyłem mu się ze wszystkiego, opowiedziałem o mim uczuciu do Holly, o przyjaźni z Harrym, o wszystkich moich uczuciach. A Zayn mnie słuchał, nie przerywał, po prostu słuchał. I to było piękne. Gdy skończyłem swój monolog, wysłuchałem jego rady.
   -Niall, dlaczego nawet nie dałeś mu szansy na wytłumaczeni się?
   - No...Bo...Ja nie...- jąkałem się.
   -Pamiętaj, że każdy zasługuje na drugą szansę, ale z drugiej strony, jeśli to zrobił, to czy to naprawdę prawdziwy przyjaciel?
   Zamilkłem. Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć, zawsze uważałem Harolda z przyjaciela, ale czy nim był? Już miałem coś dodać, kiedy zauważyłem, że mulat zasnął na moim ramieniu.
    

środa, 27 lutego 2013

Love in a hopeless place, rozdział 1

   Kiedy weszliśmy do środka, Harry od razu został otoczony przez dziewczyny. To, że był cały mokry zdawało się podniecać je jeszcze bardziej. Wszystkie uśmiechały się zalotnie, otwierały szeroko oczy i bawiły kosmykami wypielęgnowanych włosów. Taylor, jedna z najpopularniejszych dziewczyn w szkole podeszła do Loczka i odważnie przejechała po nim palcem, poczynając od linii barków, a kończąc na kroczu. Chłopak wydawał się być obecny tylko ciałem, ale fakt, że ktoś dobiera się do jego męskości przywrócił go do rzeczywistości.
 *
   Cholera, znowu ta Taylor. Owszem, była ładna, nawet bardzo, ale  zdążyła rozpowiedzieć już całej szkole, ze zamierzam się z nią dziś przespać. Nie chciałem dawać jej satysfakcji, więc uprzejmie zdjąłem jej rękę z moich spodni, otrzepałem je i oznajmiłem, że muszę iść do toalety. Podziałało, ta ślicznotka z grzywką obciętą w najlepszym salonie fryzjerskim w Londynie nie była przyzwyczajona do odmowy. Przez chwilę nawet myślałem, że się na mnie rzuci i wydrapie oczy. W odpowiedzi na jej mordercze spojrzenie posłałem jej jeden z moich najpiękniejszych uśmiechów i jakby nigdy nic, wraz z rozbawionym Niallem skierowałem się do łazienki.
*
   Normalnie nie pochwaliłbym go w takiej sytuacji, ale tej pannie z zawyżonym poczuciem własnej wartości trzeba było utrzeć nosa. A ta jej mina! Najlepsze z tego wszystkiego było to, że nawet jej przyjaciółki miały na twarzy lekki, triumfalny uśmiech. Porozmawialiśmy o tym zdarzeniu jeszcze chwilę, a następnie się rozstaliśmy.
   Po mniej więcej godzinie gospodarz zapoznał mnie ze swoją siostrą- Lily. Chociaż jest to osoba bardzo przyjazna i sympatyczna, nie mogłem się skupić na rozmowie z nią, ponieważ nigdzie nie dostrzegałem Holly. Zapytany, czy nie mam przypadkiem ochoty się czegoś napić zaprzeczyłem i przepraszając wyruszyłem na poszukiwania. Coś jednak stanęło na mojej drodze i to dosłownie. Nawet nie zauważyłem krzesła na które wpadłem. Złapałem się za nogę z wyrazem boleści na twarzy i straciłem równowagę. Wpadłem wprost w ramiona skwaszonej Taylor, która zaskoczona wylądowała w misie z ponczem. Czerwona na twarzy ( a także na białej sukience)  i oblana lepkim napojem, zaczęła krzyczeć, że i ja i ten ''lokowany idiota'' (jak mniemam chodziło o Harrego) tego pożałujemy, po czym wybiegła z apartamentu, ciskając po drodze wszystkim, co miała pod ręką. Parę osób nawet podeszło do mnie i pogratulowało, ale ja nie czułem satysfakcji. To nie było w moim stylu, więc zakodowałem sobie w pamięci aby przy najbliższej okazji ją przeprosić.
   Przez resztę wieczoru wszystko toczyło się tradycyjnie, alkoholu było mnóstwo, ale wolałem pozostać trzeźwy. No bo kto zajmie się Hazzą rano? On przecież zawsze miał ogromnego kaca.
   Byłem tutaj po raz pierwszy i zamiast do toalety, przypadkiem trafiłem do pokoju, gdzie zastałem całującą się parę. Już zaczynałem przepraszać, kiedy coś przykuło moją uwagę. Loki. Zorientowałem się, ze to mój przyjaciel z jakąś jasnowłosą panienką. Dopiero po chwili przyszło mi na myśl, że to Holly i niestety nie myliłem się. Rozpoznałem jej delikatne rysy. Poczułem się, jakby ktoś mnie uderzył, oczy zaczęły zachodzić mi łzami, ale starałem się to powstrzymać. Wtedy Harry podniósł głowę. Po mojej minię domyślił się, ze coś jest nie tak. Spojrzał jeszcze raz na dziewczynę i z przerażonym wyrazem twarzy wyjąkał tylko: '' Niall, to nie tak...''. Nie chciałem go słuchać, bez słowa wybiegłem. Nie mogłem w to uwierzyć. Przecież wiedział, jak bardzo mi na niej zależy. Czułem żal i rozgoryczenie. A najgorsze było to, że nie mogłem zrobić z tym nic.
    Miałem ochotę krzyczeć. Może gdybym nakrył samą Holl, mógłbym to znieść, ale mój Hazza? Ten Hazza, z którym miałem tyle wspólnego, który wiedział o mnie więcej niż ja sam i był ze mną we wszystkich najważniejszych chwilach mojego życia. Ten, z którym realizowałem jego szalone pomysły, dzięki którym przeżyłem wspaniałe przygody. Ten, którego traktowałem jak brata, o którego się martwiłem i wierzyłem, że nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. A jednak, tak bardzo się myliłem.
   Kiedy po tych ponurych rozmyślaniach doszedłem do wniosku, że już nic gorszego nie może się stać, oczywiście zaczął padać deszcz. Dałem za wygraną i położyłem się na ziemi, chciałem uwolnić się od natłoku myśli, zapomnieć. Słuchałem deszczu i obserwowałem, jak moje ubranie staje się coraz bardziej mokre, a wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałem. Usłyszałem krzyk, przeraźliwy krzyk.
  

niedziela, 24 lutego 2013

Love in a hopeless place, prolog

   Siedziałem nad jeziorem i myślałem. Wpatrywałem się w gwiazdy. Było zupełnie cicho. Nawet wszechobecna ciemność nie zniechęcała mnie do siedzenia tutaj o pierwszej nad ranem. Musiałem pomyśleć. Byłem zły, bardzo. Powodem mojego samopoczucia była kłótnia z moim najlepszym przyjacielem, z resztą chyba już byłym.
    Dzisiejsze popołudnie zapowiadało się świetnie, nawet nie padało. Szedłem na spotkanie z Harrym, co chwila potykając się o swoje wiecznie niezawiązane sznurówki. Wiatr targał moimi włosami na wszystkie strony, ale nie przeszkadzało mi to. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, ponieważ wieczorem Louis urządzał imprezę, a tam miała być Holly Scally. W tej niebieskookiej blondynce podkochiwałem się od dwóch miesięcy. W tym roku, ku mojej radości, chodziliśmy razem na większość przedmiotów. Zawsze dostawała dobre oceny a ja  nie chciałem być od niej gorszy, ale przez ciągłe wpatrywanie się w nią, po prostu nie mogłem się skupić. Była taka urocza kiedy sporządzała notatki i udzielała odpowiedzi, że trudno mi było nie fantazjować... Swoją drogą ciekawe, jakby wyglądała bez tego zielonego sweterka. A gdyby tak... Dobra, koniec. Podsumowując, była to pierwsza dziewczyna, która zawróciła mi w głowie do tego stopnia.
   Gdyby to Harry był na moim miejscu, nawet nie musiałby fantazjować. Chociaż był ode mnie rok młodszy, działał na dziewczyny jak magnes i niemal co tydzień znajdował sobie nową. Nie bardzo mi się to podobało, ale miałem nadzieję, że w końcu spotka kogoś, w kim się zakocha. On twierdzi, że to głupota i że chce się nacieszyć młodością.
   Czasem zastanawiam się, jak ktoś tak nieśmiały jak ja może się przyjaźnić z tak pewną siebie osobą jak Hazza. W końcu doszedłem do wniosku, ze chyba z to go kocham, po przyjacielsku oczywiście. Mimo to, że jeszcze nigdy nie był w poważnym związku, w przyjaźni był bardzo wierny, nigdy nie zdradził żadnego z moich sekretów. Znam go już piętnaście lat, poznałem mając pięć i ostatnio czuję, że jest coraz mniej beztroski. Coraz bardziej zależy mu na tym, żeby udowodnić, że jest najlepszy i może mieć każdą. Myślę, że on się boi, że kiedy przestanie uwodzić te wszystkie dziewczyny, ludzie go odrzucą, że będą uważali że jest nikim. Martwię się o niego, ale on nie che słyszeć o moich wątpliwościach, próbuje mi pokazać, ze sobie poradzi. Cały on, nigdy nie lubił martwić innych swoimi problemami. To właśnie Hazz namówił mnie do tego, żebyśmy szli dzisiaj do Lou. Na początku się opierałem, ale kiedy usłyszałem, ze Holly też się wybiera, od razu zmieniłem zdanie.
  Po mniej więcej dziesięciu minutach rozmyślań zobaczyłem mojego przyjaciela. Jego brązowe loki powiewały na wietrze, a zielone oczy oddawały spojrzenia zachwyconych dziewczyn. W końcu mnie zauważył. Idąc do parku, Harry opowiadał mi o swojej ostatniej zdobyczy. Spotkał się z nią zaledwie trzy dni temu, a już nie pamiętał jej imienia. Dowiedziałem się, ze świetnie całuje, ma platynowe włosy i bardzo jasne, niebieskie oczy. Porównywał ją do albinosów, śmiejąc się przy tym głośno. Słuchałem, co jakiś czas wtrącając pojedyńcze słowa. Mój towarzysz chyba zauważył mój brak zainteresowania i uznając, że będzie to najlepszy sposób na "obudzenie mnie", zostałem oblany wodą z pobliskiej fontanny. Nie mogłem pozostać mu dłużny. Toczyliśmy wojnę, dopóki przypadkowo nie oblałem pewnej staruszki, która zaczęła nas karcić i wykrzykiwać, ze jesteśmy  niepoważni. Skruszeni usiedliśmy na ławce, żeby trochę ochłonąć. Po chwili jednak zauważyliśmy, że zbliża się dziewiętnasta, czyli czas rozpoczęcia domówki, więc nawet nie zawracając do domów, żeby się przebrać, skierowaliśmy się do apartamentu Louisa.