niedziela, 17 marca 2013

Love in a hopeless place, rodział 3

   Obudziłem się i przez pierwsze parę sekund nie mogłem sobie przypomnieć, gdzie jestem. Bolał mnie kark. W sumie to nic dziwnego, okazało się, ze spałem na ramieniu... Nailla? No tak, przecież wczoraj uratował mi życie. Pływanie zawsze mnie przerażało i teraz sam zastanawiam się, co mi przyszło do głowy.
   Siedziałem nad jeziorem, ponieważ, tak naprawdę  nie miałem dokąd pójść. Wielka Brytania, Londyn...
Zawitałem tu po raz pierwszy, wcześniej znałem to wszystko tylko z opowieści. Chciałem tu przyjechać, zobaczyć jak najwięcej, cieszyć się z tego, że żyję, pokochać wszystko to, co mnie otaczało. Nie lubiłem wspominać mojego dzieciństwa, bo... Nie. Byłem teraz kimś innym, a nie tylko słabym, pięcioletnim chłopcem. Teraz ja, Zayn Malik mam siedemnaście lat i jestem silniejszy.
   Usiadłem, zapadając się głębiej w białą kanapę. Zacząłem wędrować wzrokiem po białych ścianach, niemal czarnej, hebanowej podłodze, oraz różnokolorowych ramkach na zdjęcia. Okna (z tego co wiedziałem) wychodziły na zachód. Podszedłem do jednego z nich i bardzo się zdziwiłem, gdyż niebo było tak błękitne, jak tęczówki mojego towarzysza.
   - Nie martw się, pogoda zdąży się jeszcze popsuć. - usłyszałem głos blondyna za plecami
   - Nie dasz nawet pomarzyć. - odrzekłem, udawając, że się gniewam
   - Ja po prostu cię po prostu ostrzegam, po południu na pewno będzie burza. - rzucił ze skruchą (również udawaną)
   - Ale z ciebie pesymista... Założę się, że dziś będzie tak ładnie przez cały dzień
   - Hm... A o co? - uśmiechną się, ukazując swój biały aparat ortodontyczny
   - Jeśli wygram, to pozwolisz mi ze sobą zamieszkać - wymyśliłem na poczekaniu
   - A jeśli to ja wygram? - spytał się niebieskooki, śmiejąc się cicho. Chyba nie miałby nic przeciwko, gdyby wygrana przypadła mnie.
   - Jestem pewny, że tak się nie stanie... - Niall parskną - Ale stanę się twoim jednodniowym sługą, zrobię wszystko, o co mnie poprosisz - zaofiarowałem się.
   - Zgoda - uścisnęliśmy sobie ręce - ale muszę mieć to na piśmie.
   Przez chwilę spisywaliśmy warunki zakładu, a kiedy skończyliśmy Nialler stwierdził, że jeszcze nigdy nie był tak głodny, więc poszliśmy do kuchni na śniadanie.
   Chyba po raz pierwszy spotkałem osobę, która potrafi w ciągu piętnastu minut pochłonąć jajecznicę, dwie kanapki (bułka, ser, szynka, sałata, pomidor, ogórek), jabłko, banana, dużą pomarańczę, oraz  pół litra lodów, a po tym wszystkim powiedzieć, że ciągle burczy mu w brzuchu. Patrzyłem na to z niedowierzaniem, próbując dojeść swoje płatki owsiane, którymi zapchałem się tak, że nie mogłem już patrzeć na jedzenie.
   - Pokazać ci dziś Londyn? - zagadnął Niall, z błogością na twarzy żując pączka i co chwilę popijając go mlekiem.
   - A nie masz dziś przypadkiem zajęć na uczelni?
   - Są rzeczy ważniejsze od nauki... - zajrzał do mojej miski - Będziesz to kończył?
   - Trzymaj, żarłoku. To kiedy wychodzimy?
   - Jak zjem!
   - Okay, mógłbym wziąć prysznic?
   - Jasne, weź sobie jakieś ciuchy z mojej szafy, czyste ręczniki są w komodzie, poradzisz sobie?
   - Oczywiście! Przecież to ja... - odrzuciłem głowę w tył jak gwiazda filmowa, a blondyn tylko pokręcił głową i wykrzywił twarz w szerokim uśmiechu.
   Stałem w sypialni mojego nowego przyjaciela i szukałem ubrań, które byłyby odpowiednie na dzisiejszy dzień. Podszedłem do komody i wyciągnąłem pachnące czystością ręczniki. Czułem się tu trochę jak w jakimś hotelu. Wszystko było ładne, czyste i drogie. Widać było, że błękitnooki ma pieniądze. Zazwyczaj trzymałem się z dala od takich ludzi, ponieważ zachowywali się jakby byli lepsi. Ale nie on, z jego opowieści dowiedziałem się, że lubi pomagać innym. Przerwałem te rozważania, bo chciałem jak najszybciej się wykąpać, okazało się, że stałem tak wpatrując się w ścianę pięć minut. Skierowałem się w stronę łazienki.

1 komentarz: